Spokojnie, to tylko… menopauza (wpis z 2018 r.).
Jakieś 2 i pół roku temu zauważyłam u siebie niepokojące objawy. Pierwszy, który wydał mi się dziwny to hmmm… jakby to nazwać – niecodzienna tkliwość na bodźce zewnętrzne. 😉 Otóż, widząc pewnego pana w tv, raptem ogarniał mnie tak wielki smutek w trosce o losy kraju, że zaczynałam płakać (nadmieniam, że wcześniej patrząc na polityków, jedynie wkurzałam się 😉 ). Potem zaczęły się nocne uderzenia gorąca. Tak jakby moje ciało w ciągu sekundy wytwarzało saunę, wyrzucając na zewnątrz ogromną, wszechogarniającą falę gorąca, a po 3 minutach – przejmującego zimna. To było nowe i nieznane, ale tak charakterystyczne, że od razu przeszło mi przez myśl: „czyżby już zaczęło się?…” Zrobiłam podstawowe badania hormonalne i patrząc na wynik oraz normy opadła mi szczęka. Tak. Wszystko wskazywało na na jedno. Pokazałam wyniki Mężowi (wiesz, lekarz), a On przytulił mnie i powiedział: „nie przejmuj się Dziubeczku, będziesz miała większe cycuszki”. Na moment znalazłam w tym pocieszenie, nie ukrywam, wszakże Bozia nie obdarowała mnie szczodrze w tym zakresie. 😉 Szczegółowe badania potwierdziły, że zaczęła się u mnie menopauza. Za wcześnie? Też tak myślałam. Naprawdę, czuję się w rozkwicie, a menopauza zawsze kojarzyła mi się z przekwitaniem… Cóż. Zdarza się i wcześniej niż po 50-ce. Warto wziąć to pod uwagę, gdy zaobserwujesz u siebie takie objawy i sprawdzić, by mieć jasność, z czego wynikają.
Od tamtego czasu przeżywam wzloty i upadki związane z menopauzą. Czasem bywa ciężko, czasem zabawnie, a czasem dziwnie. W obliczu moich zmagań postanowiłam opowiedzieć Ci o tychże w nadziei, że jeśli temat dotyczy też Ciebie, może odnajdziesz w tym coś dla siebie: łagodność, akceptację, dystans, inspirację w chwilach bezradności.
Pracując z kobietami często dowiaduję się, że wiele z nas nie radzi sobie w tym czasie z samopoczuciem fizycznym i emocjonalnym. Obserwuję więc z ciekawością i „wyłapuję” te czynniki, które sprawiają, że tak się dzieje, także u mnie. A tu zbieram bukiecik tego, co pomaga mi przekształcić ten naturalny dla każdej kobiety czas z „potwora” odbierającego normalność na przyjaciółkę dającą siłę.
- AUTENTYCZNOŚĆ.
Może będę monotematyczna, ale gdybym nie dała sobie pozwolenia na to, by pokazać otoczeniu: bliskim, ludziom, z którymi pracuję tego, z czym się zmagam, zmagałbym się jeszcze mocniej… z ukrywaniem tego. Wyobrażam sobie, że ukrywanie menopauzy, traktowanie jej jak tabu, nie rozmawianie o niej, może naprawdę zaburzyć poczucie nie tylko komfortu ale i bezpieczeństwa. Mówienie o tym otwarcie sprawia, że nie muszę zastanawiać się, co pomyślą o mnie np. ludzie, z którymi pracuję, gdy częściej niż zwykle pojawią się w moich oczach łzy, czy gdy będę co jakiś czas wyciągać wachlarzyk i machać. 😉 Rozmawianie o tym, jak ja się z tym czuję i jak to jest dla nich – być ze mną w relacji w takich chwilach, daje mi jasność, klarowność, bezpieczeństwo i akceptację. Moją. Dla mnie samej.
- WSPARCIE INNYCH OSÓB.
Bycie sam na sam z objawami menopauzy i z myślami, które pojawiają się w głowie pod ich wpływem, np. „co ze mną jest nie tak, może powinnam iść do psychiatry” itp. może naprawdę odbierać siły i niczemu nie służy. Ten czas wymaga ogromnej miłości i łagodności dla siebie samej, którą jednak w niektórych momentach ciężko z siebie wykrzesać samodzielnie. Mi bardzo pomaga wsparcie męża, przyjaciół, ludzi, którzy są moim „empatycznym kręgiem”. Tu chodzi o to, by w chwilach rozpierduchy, w których nie rozumiem sama siebie, w których pojawiają się myśli depresyjne i „dowalające” mi, ktoś po prostu okazał mi takie przytulenie i łagodność, jakich wówczas sama sobie dać nie mogę. Swobodne wyrażenie emocji w obecności kogoś, kto otoczy mnie troską i miłością, pomimo stanu, w jakim się znajduję, pozwala mi szybko wrócić do siebie, nie zachwiać wiary w to, że jestem nadal ważna i wartościowa. - WSPARCIE MEDYCZNO-ALTERNATYWNOMEDYCZNE. 😉
Badania, kontrola ginekologiczna pod kątem tego, co może się w tym czasie nasilać, np. torbiele jajników, pozwala mi zorientować się, nad czym zdrowotnie powinnam się pochylić. Traktuję to informacyjnie, gdyż zdecydowałam, że chcę przejść menopauzę bez hormonalnej terapii zastępczej. To nie jest wyjście, które polecam każdej kobiecie, bo każda z nas jest cudownie inna, każda z nas ma inną znajomość swojego organizmu i inną intuicję, co jej służy a co nie. Ja z całą pewnością wiem, że przyjmowanie leków hormonalnych mi nie służy i czuję ogromną wdzięczność do mojego Pana Doktora gina, który akceptuje ten wybór i wspiera mnie, pomimo, że ma inne zdanie w temacie. Co zamiast hormonów? U mnie: konkretny suplement ziołowy – Menopausal, homeopatia, ajurwedyjskie shatavari (korzeń dzikiego szparaga), siemię lniane, kwas hialuronowy – Mucovagin, hydrolat w buteleczce ze spryskiwaczem oraz składany wachlarz (zawsze w torebce i obok lóżka). Ugłaskanie objawów menopauzy za pomocą tychże wszystkich, wymaga nieco czasu, ale dolegliwości ustępują u mnie na długo. Powracają, gdy organizm odreagowuje stresy, napięcia – tak jak obecnie, po ciężkim roku, w którym zmarły 2 drogie mi osoby: Tata i Teściowa. Wtedy powracam do homeopatii. Shatavari pomaga ustabilizować cykl. Mucovagin ratuje seks. Ja wiem, że o tym się generalnie nie mówi, ale może to, co napiszę sprawi, że ktoś, kto czyta, nie będzie musiał uczyć się przez własne, bolesne doświadczenie, tylko skorzysta. Podczas menopauzy błona śluzowa pochwy „cierpi”, staje się cieńsza, bardziej podatna na mikrourazy. Tampon może ostro poranić, a seks czasami jest po prostu bolesny. Bardzo pomaga Mucovagin (przyspiesza leczenie mikrourazów, nawilża) i szczere rozmowy z partnerem (budują bliskość nawet w momentach „abstynencji”). To trudny moment, kiedy w nas może budzić się poczucie winy, złość, smutek, wstyd i ból, wątpliwości, czy nadal jesteśmy atrakcyjne i pytania „co on teraz, w tym wszystkim myśli sobie”… O tym rozmawiam. Nie wyobrażam sobie inaczej. Skąd partner ma wiedzieć, o naszym cierpieniu i jak ma je zrozumieć, jeśli nie powiemy wprost? Nie pozostawiam przestrzeni na „filmy” w głowie po obu stronach i domysły, rozmawiamy. Wierzę, że kiedy jest otwartość, rozwiązania znajdziemy zawsze. - DBANIE O KONDYCJĘ I CIAŁO.
Huśtawka hormonalna sprawiła, że przytyłam 10 kilogramów w stosunku do mojej standardowej wcześniej wagi. Nie wiem, jak znosiłabym obserwowanie zmian w moim ciele, gdyby nie treningi. Naprawdę, moja pole-danceowa pasja pomaga mi wciąż myśleć o sobie, jako o pięknej kobiecie, pomimo tych dodatkowych kilogramów i większego celulitu. Chociaż są tygodnie, że ciężko „podnieść tyłek”, jednak po treningu czuję, że odzyskuję moc, wraca poczucie własnej wartości. Bardzo wspierają mnie także masaże. Takie poczucie zaopiekowania się moim ciałem przez kobiety z dobrą energią. Dziękuję IMOMI i LAKSHMI, za Wasze cudowne dłonie.
Gdy zaczęła się u mnie menopauza, zobaczyłam, że zmieniam się na twarzy. Skóra zaczęła zwyczajnie wiotczeć, opadać (no niestety). Nie, nie mam specjalnego dramatu z tym kawałkiem, ale muszę Ci powiedzieć, że teraz błogosławię swoją eko-kosmetyczną wiedzę i umiejętności, które pozwalają mi tworzyć takie kosmetyki, jakich naprawdę potrzebuje moja skóra. Wybieram do nich te rośliny, które zawierają związki pobudzające produkcję elastyny i kolagenu. Dbam o jej nawilżenie, właściwe odżywienie. Moje ulubione, proste kosmetyki do twarzy zawierają olej jojoba, masło shea, olej z marakui, kwas hialuronowy, własnoręcznie wydestylowane hydrolaty z czerwonej koniczyny, skrzypu, dzikiej róży. Naprawdę, nieźle sobie radzą! - MEDYTACJA.
Dzięki niej odzyskuję energię, zwłaszcza po nieprzespanych nocach, kiedy budzę się po kilkanaście razy z powodu uderzeń gorąca. Oddychanie, bycie w swoim ciele – czas na odczuwanie tego, co dzieje się w każdej jego części, wizualizowanie energii życia, która przechodzi przeze mnie – wierz lub nie, ale to naprawdę pomaga. - PASJA.
W trudniejszych momentach menopauzalnego czasu ogarniają mnie niefajne myśli. Że jestem beznadziejna, że wszyscy inni lepsi, że nie dam z czymś rady, że bez sensu…”bla, bla, bla”, które urasta do rozmiarów giganta. Pasja jest moim lekarstwem na bezwład, na dni z niekontrolowanymi wybuchami płaczu, na wszystko! Jakakolwiek pasja. Najczęściej przerywam bezwład sięgając resztką sił po komórkę czy aparat i robiąc zdjęcia, albo idę zrobić świeczkę. Gdy zaczynam tworzyć, cokolwiek tworzyć, to jakbym znalazła się w innej przestrzeni. Tam jest sens, jest piękno. Tam jestem ja. Wierzę, że każda z nas ma coś takiego – takie koło ratunkowe z pasji, którego może się złapać. - TRANSFORMOWANIE STEREOTYPÓW, NIE PODLEGANIE IM.
Do kobiety z menopauzą przypięta jest etykietka nieobliczalnej wariatki. Była złośliwa, strzeliła focha – to na pewno menopauza. Przyznaję, w chwilach słabości, łatwo podpiąć się pod taką ocenę i powiedzieć wszystkim „się pierdolcie”, jednak generalnie jest ona krzywdząca. Bo nie pozwala zrozumieć. Nam siebie samych a im – nas. Nasza własna świadomość tego, co z nami się dzieje pomaga zaopiekować się emocjami, także tymi trudnymi i nie narażać siebie oraz innych na zranienie. Z drugiej strony – kiedy myślę, że prześmiewanie osoby z menopauzą wynika często z bezradności wobec kontaktu z trudnymi emocjami, jest mi łatwiej nie wchodzić w rolę ofiary.
Bo przecież nie jesteśmy żadnymi ofiarami i nie stajemy się niewidzialne. Jesteśmy dojrzałymi kobietami, którym natura przynosi DAR tej dojrzałości. Ten DAR przyjmuję jako „certyfikat” MĄDREJ KOBIETY. Przypomina mi o DOŚWIADCZENIU ŻYCIOWYM, o INTELIGENCJI EMOCJONALNEJ. Ten DAR każe mi świętować ROZKWIT POTENCJAŁU i UMIEJĘTNOŚCI, z jakimi go wykorzystuję. Pozwala docenić, a i też zaobserwować ZASOBY, także te zewnętrzne – przyjaciół, rodzinę, otaczających ludzi. DAR przypomina mi o tym, że życie płynie i że (jak wiecznie powtarzam 😉 ) nie warto tracić czasu na to, co nas nie cieszy, bo może go zabraknąć na rzeczy naprawdę inspirujące… Nie tracę więc. Korzystam z DARU DOJRZAŁOŚCI i… z zachwytu nad większymi niż wcześniej cyckami. 😉